poniedziałek, 18 kwietnia 2011

moments


Obudzona promieniami słońca i pocałunkami w powieki. Czas płynął powoli, dzień rozkręcał się od niechcenia. Było niespieszne śniadanie z pieczonym wieczorem chlebem, potem aromat kawy z przyprawami gotującej się w tygielku. Zapachniało ciastem czekoladowym.

I przechadzka. W lesie morze zawilców. Kolory zupełnie bajkowe, świetlisto – zielone. Ziemia pachnie obłędnie, ptaki się drą, wszystko żyje łapczywie i zachłannie.