czwartek, 25 września 2014

blue in green



O ile na ogół doceniam to, co mam, znajduję mnóstwo szczęścia w codzienności, i mam poczucie sensu, to są takie dni jak ten. Kiedy z przeraźliwą jasnością uświadamiam sobie, że te dzieci to już na zawsze...

Gdy nie ma oddechu, nie ma znaczenia czy to poniedziałek, czy sobota, nie ma dni wolnych, nie ma l4, ani wolnego na żądanie... A gdy juz się uda urwać jakiś wolny wieczór na randkę czy imprezę, to i tak w głowie ta nieznośna świadomość, że rano nie ma litości, i trzeba wstawać, odsikiwać, karmić i czytać książeczkę o pająkach.

Gdy miałam kryzysy w pracy, zwsze mogłam sobie powiedzieć, że minie, że jeszcze tylko parę godzin i do domu, jeszcze chwila i weekend. A jakby coś, to zawsze mogę rzucić tę robotę.

A teraz tak nie ma.

Teraz też są weekendy, tak cudownie inne od reszty tygodnia, z Drugą Połową Rodziców obecną i zabierającą czasem nieletnich na dłuższy spacer do parku. I wieczorne Happy Hours. Są też Wspaniałe, Błogosławione Drzemki w ciągu dnia.

Ale czasem tych drzemek nie ma, za to jest marudzenie i nieustanne zapotrzebowanie na mamę... Jękolenie, płacz, stękanie i marudy. A we mnie wszystko wyje, żeby mnie zostawić w spokoju. Że ciszy potrzebuję jak powietrza.
I ta świadomość, że już nie mogę rzucić tego wszystkiego i wyjechać do Ameryki Południowej. Ta świadomość, że nie ma furtki, opcji, możliwości. Ta świadomość, że to już nieodwołalnie i na zawsze.

I tak. Wiem, że jeszcze dziś pewnie będę chciała edytować ten post. Dopisywać, że przecież sama chciałam. Że to świadoma decyzja, świadome wybory. I że moje życie jest najlepsze, jakie mogłam sobie wymarzyć. I to prawda będzie, ale i tak tego spokoju...tej ciszy...

8 komentarzy:

  1. dziekuje. nie jestes sama....

    OdpowiedzUsuń
  2. jako mama trzymiesięczniaka też chcę Ci podziękować. jeszcze nigdy nie pisałam komentarza na niczyim blogu, ale tym razem nie mogę się powstrzymać - jestem Ci bardzo wdzięczna, bo poczułam, że nie jestem sama. i na pewno jesteś najlepszą mamą dla swoich dzieci - w dodatku bardzo odważną!

    OdpowiedzUsuń
  3. prawda, sama prawda! Też chciałam jechać do Ameryki Południowej.. ech.. kiedy to było!
    Teraz marzę by pojechać GDZIEKOLWIEK (nawet wyprawa autem do spożywczaka się liczy.. i zasługuje na miano wyprawy :))
    Bywa ciężko, wiadomo - czasem nie da sie przejść przez mieszkanie, by nie oblepiły Cię te dzieci ze wszystkich stron, a potem usypiają, patrzysz na te śliczne buzie, wzruszasz się.. ja czasem w nocy mam wyrzuty, że byłam taka niecierpliwa, nieobecna, że nie poświęciłam im tyle czasu ile potrzebowali. z drugiej strony nie da się noo, ciężki taki pracodawca, który żadnych forów nie daje, żadnych przerw w czasie dnia. Ale dajemy radę, prawda? I warto:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha, lepiej bym tego nie ujęła :) Nie sądziłam, że tak można tęsknić do ciszy. I to normalne, i zrozumiałe, i... wybaczalne ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dziewczyny, bardzo dziękuję za ciepłe słowa:) (już mi lepiej po weekendzie;) )
    @Ruby, ja jestem wielbicielką Wypraw do Biblioteki:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam już któryś Twój post o rodzicielstwie i z jednej strony wiem co czujesz (sama od jakiegoś już czasu jestem mamą) a z drugiej przypomina mi się historia opowiedziana niedawno przez moja babcię. Mianowicie, znajomi znajomych mojej babci nie mogli mieć dzieci i kiedyś ten bezdzietny mężczyzna szedł ulicą swojego miasta i widział zgraję hałasujących, rozrabiających chłopaków których każdy by już pouczał, upominał, na widok których byśmy się denerwowali i mieli ochotę powiedzieć 'zamknijcie się!', a on sobie stanął, popatrzył i pomyślał 'ile bym dał żebyś ty jeden sk*rwysynu był mój'. Od tamtego momentu jak mi moją latorośl wchodzi na głowę to mi się to często przypomina i... to pomaga
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz.

      Wyszło, że czytasz kolejny mój post o rodzicielstwie i taki pesymistyczny z nich ogólny obraz się wyłania jak w tym (mocno kryzysowym) wpisie. Mam nadzieję, że jednak nie robię takiego wrażenia;)

      Ale tak to jest, jak się patrzy na dzieci w pewnym dystansem, to wie się, że każde jest absolutnym cudem i cudownym darem. Ale, gdy jest się z nimi każdego dnia non stop, to różne refleksje przychodzą do głowy i myślę, że to zupełnie naturalne.

      Po prostu, rodzicielstwo jest słodko-gorzkie i nie widzę powodu, żeby o tym nie pisać:)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Akurat chyba na takie wtedy trafiałam :) Ale ogólny obraz to taki, że raczej pozytywni z Was rodzice, z których wiele osób mogło by brać przykład - stawiacie na kreatywność, poznawanie świata itd. Podoba mi się zabieranie dzieci w góry, na wycieczki rowerowe - sama próbuje częściej uskuteczniać to u nas ale udaje się to rzadziej niżbym chciała (jak nie brak czasu to pogoda, jak nie pogoda to choroba dziecka itd) ale jestem dobrej myśli i się nie poddaję pomimo, że o te wyprawy muszę walczyć sama, mąż chętnie w nich uczestniczy i zawsze wraca z nich zadowolony ale nie ma zapału do wyruszenia :) taka natura :)

      Dziecko to niesamowity cud! Dla słodkiego łobuziarskiego uśmiechu nieraz człowiek by wszystko zrobił :) A rodzicielstwo... na pewno zależy od temperamentu dziecka ale chyba żaden rodzic nie powie, że nigdy nie miał dość. Ja jestem na wcześniejszym etapie niż Ty ale już widzę, że zapał do konsekwencji się osłabił w porównaniu ze stanem sprzed paru miesięcy ;) Najwidoczniej musimy pracować nie tylko nad dziećmi ale też nad sobą ;)

      Zapraszam czasem do mnie https://kliszaa.wordpress.com/ raczej na oglądanie niż czytanie (chyba nie czuję potrzeby pisania a już na pewno nie mam do tego daru :)

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!