poniedziałek, 21 listopada 2011

autumn leaves


Niepostrzeżenie zrobiło się ciemno i depresyjnie. Drzewa dotąd pokryte złotą chmarą liści, nagle stały się szare i łyse, jest przenikliwie zimno i robi się ciemno, zanim się na dobre obudzę. Zaraz sypnie śniegiem.
Generalnie zakopuję się pod kocem z książką i herbatą. Albo z prawdziwym budyniem waniliowym. Zawsze z jazzem. Trochę leniwie, ale obecnie lenistwo i odpoczynek mają podwójny sens.

Ale zdarzają się też takie dni jak ostatnio - ze skąpym słońcem, gdy można się wybrać na spacer - dłuższy i intensywny, z kijkami trekkingowymi, wspaniale dotleniający i poprawiający humor; albo symboliczny, dla uspokojenia sumienia, że ciągle pod kocem.


 


 







czwartek, 10 listopada 2011

kawa przyprawowa

 Wraz z łysymi drzewami nastały długie wieczory, idealne do spędzania ich pod kocem, z kubkiem herbaty z lipa i miodem. I z książką.
Chłonę ostatnio niezwykły świat Diuny, stworzony przez Franka Herberta i, wstyd się przyznać, odkrywany przez mnie dopiero teraz. Potężna saga opowiadająca historię pustynnej planety, źródła Przyprawy - najcenniejszej substancji we wszechświecie. Co ciekawe, opowieść science-fiction, powstała w latach 60tych ubiegłego wieku, zupełnie nie "trąci myszką", jak inne historie tego gatunku napisane kilkadziesiąt lat temu.
Saga pochłania totalnie, nie daje odetchnąć, nurkuje się w nią w całości, z głową, niemal na bezdechu. Jestem zaintrygowana Bene Gesserit, delektuję się każdym łykiem wody, śnię o lataniu ornitopterem.
 Vangelis - Memories Of Green
I piję kawę przyprawową. Trzykrotnie parzoną w tygielku, mocną i aromatyczną cynamonem, goździkami, kardamonem i imbirem.


 



poniedziałek, 31 października 2011

a pillow of winds



Popołudnie było wietrzne i słoneczne. Zimne powietrze pachniało świeżo zaoraną ziemią i palonymi liśćmi. Świat szykował do snu, by oczekiwać na wiosnę. Ja też już czekam na wiosnę, wyjątkowo w tym roku.



















sobota, 22 października 2011

A góry nade mną jak niebo a niebo nade mną jak góry


Mieliśmy w planie udać się na październikowy wypad Bieszczady. Ponurzać się w przepięknych kolorach, zachwycić ciepłym światłem, nasycić zapachem barwnych liści. I nie wyszło. W zamian za to, zanurzyliśmy się w teatrze, dzięki Konfrontacjom Teatralnym, które trwają w Lublinie od tygodnia.

A co do Bieszczad, w tym roku pozostaną nam tylko zdjęcia z sierpnia, też było pięknie. Dotychczas jeździliśmy wiosną, lub na początku lata. A tymczasem w sierpniu, Bieszczady nabierają innego uroku. Zieleń staje się mniej intensywna, dojrzalsza, trawy płowieją, rudzieją i bledną.

ps. Żeby powiększyć zdjęcie, wystarczy na nie kliknąć. Nie wiem, jak zrobić, żeby na stronie wyświetlały się większe...













czwartek, 6 października 2011

sleep safe and warm




Któregoś z ostatnich cudownych dni wybraliśmy się na piknik do parku. Ze świeżym, jeszcze ciepłym ciachem drożdżowym i aromatycznym dżemem morelowym.

Słońce grzało, temperatury prawdziwie wakacyjne, ale letni klimat powoli ustępował jesiennym podmuchom. Jesień jeszcze ciepła, świetliście złota, migocąca babim latem.

Ładowałam baterie tą złocistością, by mieć z czego czerpać energię, gdy jesień stanie się szarością, mgłą i łysymi drzewami.