piątek, 26 kwietnia 2013

za jedno serce cały świat




Zaczęło się.
Sezon wycieczek, wędrówek, pikników, intensywnego rowerowania, włóczęgi.
Pakujemy się do samochodu, albo na rowery, zachwyconego Bąbla do przyczepki, chusty albo nosidła i ruszamy. Odkrywamy przeurocze francuskie miasteczka, wsie, szlaki, góry i pagóry... Wszystko śpiewa, pachnie odurzająco, krzyczy kolorami.







 

 



piątek, 12 kwietnia 2013

up up up the stairs






Nad Lyonem góruje wzgórze Fourvière. To tam powstało miasto, założone przez Rzymian Lugdunum (w 43 r p.n.e.). Na jego szczycie  znajduje się imponująca bazylika Notre Dame de Fourvière.

Rozciąga się stamtąd fantastyczny widok na całe miasto. Bardzo podobają mi się tutaj dachy. Dachówkowe. Żadnych blach, żadnego eternitu, przynajmniej w centrum.
Gdy jest naprawdę ładnie, widać nawet Mont Blanc. Zawsze wieje.

Na Fourvière można wejść piechotą, przez miły Parc des Hauters (o nim innym razem). Albo wąskimi uliczkami, schodami. Albo wjechać kolejką, założoną jeszcze w XIX w. Klimatycznie.



 












piątek, 5 kwietnia 2013

enjoying sadness

Czasem tak jest, że ogarnia marazm. Nie pomagają kolejne kawy, człowiek chodzi śnięty i byle jaki... Zupełnie bez powodu łzy stają pod powiekami
I siedzi człowiek wyjadając nutellę łyżkami i powtarza sobie, że czas się zebrać w sobie i wziąć za robotę. Ale wysiłkiem niemożliwym do podjęcia wydaje się wstanie z krzesła, nieosiągalnym wyzwaniem wyjęcie naczyń ze zmywarki, nie wpominając już o jakiejś aktywności umysłowej...
Dni Smuty. Wielkiej, nieubłaganej, i, co najgorsze, nieuzasadnionej.

I co wtedy?

Warto dać sobie luksus popławienia się w takim smutku, nasycić się nim. Chociaż przez chwilę, godzinkę. Dla równowagi.

W końcu nie może być tak, że jesteśmy zawsze szczęśliwi i uśmiechnięci. To byłoby nienaturalne.


"Dla naszego zaś bycia swoim największym przyjacielem niezwykle istotna jest prawdziwa samoakceptacja w czasie tego subiektywnego bycia do dupy"


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

blinking in the morning sun




Wielkanoc mamy spokojną, leniwą i bardzo rodzinną. Spacerową. Trochę może nietypową, bo bez odwiedzin, kiełbasy, gorączkowych porządków. Ale dobrze nam razem.

Zjadamy niespieszne śniadanie, Małe z prawdziwym pietyzmem kosztuje każde źdźbło rzeżuchy, i sprawdza z niesłabnącą fascynacją, czy za pięćsetnym razem upuszczona łyżeczka też spadnie na podłogę. To dopiero sztuka uważności.
Idziemy na spacer. Jest mokro i robi się coraz zieleniej.

Wszystkiego dobrego!













czwartek, 21 marca 2013

Musée Miniature et Cinéma


Pomyślałam, że przydałoby się może trochę francuskich opowieści...

Wybraliśmy się ostatnio do Muzeum Miniatur i Kina. Przechodziliśmy obok niego dosyć często, tuż obok można zjeść rewelacyjne naleśniki z kremem kasztanowym lub czekoladowym. Parzące w usta. Doskonałe.



 

Muzeum kusi zmieniającą się co jakiś czas wystawą miniatur - bardzo realistycznych, niezwykle skrupulatnie wykonanych.
Już podczas naszego poprzedniego pobytu mówiliśmy, że warto by było tam zajść.

Okazało się, że trzy poziomy całego budynku poświęcone są autentycznym obiektom filmowym. Szczególne wrażenie zrobiła na nas scenografia z "Pachnidła" - pracownie, sklep z perfumami, fragment targu na którym urodził się Grenouille... Tysiące buteleczek (wykonanych w polskich hutach szkła), meble i stroje, wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. A do tego unoszący się różany zapach.








Kolejne ekspozycje to stroje i modele z filmów, często dosyć makabryczne (te zawsze poprzedzone informacją o ich możliwym wpływie na dzieci i osoby wrażliwe) - przyznam że w pewnym momencie przestały robić wrażenie.




I ostatnie piętra - miniatury. W większości wykonane przez byłęgo architekta wnętrz - Dana Ohlmanna. Od rzeźb z zapałek, poprzez miniatury przeróżnych wnętrz (więzienie, rzeźnia, opuszczony teatr, zakład fryzjerski czy kapeluszniczy, świątynia zen czy pokój hippisa z lat siedemdziesiątych... wszystko z takimi szczegółami, jak gazeta przy łóżku, pajęczyny, wzory na dywanie, fusy w filiżance herbaty, czy puszki po piwie), rzeźby w kasztanach, czy orkiestra mrówek w naturalnym rozmiarze (struny w kontrabasie wykonane z pierwszych siwych włosów autora).